poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 29.

#Paulina
- AA! mam śnieg za koszulką! Zimno, zimno, zimno!
- Ups.
- Ja ci dam ups! Jak będę chora to nie żyjesz!- zaczęłam się śmiać.
- Nie przesadzaj.- podszedł i mnie przytulił.
- Nie przesadzam! Ja muszę być w pełni sił. Drużyna mnie potrzebuje, nie mogę zachorować.
- Przy mnie nie zachorujesz!- zaśmiał się.
- Miejmy nadzieję.- pokazałam mu język.
- Wracamy do domu?- zapytał.
- Jeszcze nie. Nigdzie nam się nie śpieszy.
- Powiedziała dziewczyna, która nie chce chorować, przy minusowej temperaturze.
- Oj tam!- krzyknęłam i blondyn dostał śnieżką w twarz.- Ups.
Chwilę później leżeliśmy na śniegu, śmiejąc się w najlepsze. Na pewno się nie rozchoruję. Kilka minut po szesnastej byliśmy u mnie. Agi nie było, bo siedziała u Dominiki.
- Pod kocyk?- zaproponowałam.
- Mi pasuje.
Szybko wyciągnęłam koc i przykryłam nas. Włączyliśmy telewizję i zaczęliśmy oglądać pierwszy lepszy film. Po filmie siedzieliśmy i rozmawialiśmy.
- Damien?
- Tak kochanie?
- Za co ty mnie tak właściwie kochasz?
- Co to za pytanie?- zaśmiał się.- Za wszystko, przede wszystkim za to, że jesteś.- uśmiechnął się i pocałował mnie.
Po chwili wstał i poszedł na chwilę do pokoju. Kiedy wracał włączył radio, bo w pokoju rozniosła się muzyka.
- Mogę panią prosić?- uśmiechnął się.
- Oczywiście.- odparłam i wstałam.
Podeszłam do blondyna i wtuliłam się w niego. Podśpiewując słowa piosenki kołysaliśmy się do rytmu.
- A ty mnie kochasz?- szepnął mi do ucha.
- Jasne, ze tak.- odparłam.
Chłopak okręcił mnie kilka razy i pocałował. Kidy piosenka się kończyła klęknął przede mną.
- Je t'aime. Vous serez ma femme?(kocham cie, zostaniesz moją żoną?)
- Yes, oui, znaczy tak!- krzyknęłam uradowana.
Przytuliłam Damiena i najnormalniej w świecie się poryczałam. Nigdy nie przypuszczałam, że tak szybko znajdę miłość mojego życia, ale spokojnie mogę to powiedzieć o Damienie. Nie mogę uwierzyć, że chłopak moich marzeń mi się oświadczył. Odkleiłam się na chwilę od niego i przetarłam oczy. Blondyn chwycił moją dłoń i założył pierścionek. Nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Byłam zbyt zauroczona chwilą, ciągle bałam się, ze to tylko piękny sen. Na szczęście to działo się na serio.
- Podoba się?- zapytał.
- Jest idealny.- odparłam i znów mocno go przytuliłam.
Do końca dnia siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy. Nie mówiłam jeszcze nic dziewczynom, ponieważ sama musiałam się oswoić z tym co się wydarzyło. Około dwudziestej trzeciej poszliśmy do sypialni. Zasnęliśmy dopiero kilka minut przed pierwszą ...

Kiedy się obudziłam Damiena nie było obok. Czyżby wczorajszy dzień naprawdę tylko mi się śnił? Moje obawy zostały rozwiane, kiedy do pokoju wszedł blondyn z tacą w rękach.
- Śniadanie do łóżka dla mojej pięknej Pauliny.
- Nie musiałeś.- uśmiechnęłam się.
- Ale chciałem.- zaśmiał się.
- Kochany jesteś.- odparłam i pocałowałam go.
Śniadanie zjedliśmy razem, bo sama bym tego wszystkiego nie zmieściła. W trakcie posiłku, ustaliliśmy, że zaprosimy dzisiaj wszystkich tutaj i oznajmimy im nowinę. Teraz muszę być silna i nie wygadać się dziewczynom.
Wszyscy zebrali się o szesnastej. Siedzieliśmy w salonie, a dziewczyny nie mogły się doczekać, aż dowiedzą się o co chodzi.
- No powiedzcie! Dłużej już nie wytrzymam!- niecierpliwiła się Ola.
- Przyznajcie się! Robicie nam na złość!- zaśmiała się Domi.
- Dobra już dobra!- uciszyłam je.- Damien wczoraj mi się oświadczył!
- AAAAA!- zapiszczały wszystkie razem.
- To wspaniale! Dlaczego się nie chwaliłaś siostra?!
- Musiałam w to uwierzyć.- zwróciłam się do Agi.
- Pokazuj pierścionek!- krzyknęły razem Domi i Ola.
Podeszłam do nich i pokazałam go. W tym samym czasie Wojtek dosiadł się do Damiena.
- To co stary, siedzimy w tym razem?- zaśmiał się brat Dominiki.
- Widocznie.- zawtórował mu blondyn.
- Trzeba zacząć wszystko planować.- powiedziała Ola.
- Tak, musimy wybrać sukienkę, salę.- zaczęła wymieniać Domi.
- Spokojnie, dziewczyny. Nawet jeszcze nie mamy daty ustalonej.- zaczęłam się śmiać.
- I co z tego. My nie będziemy czekały do ostatniej chwili.- powiadomiła mnie Aga.
- No to mam przekichane.- mruknęłam pod nosem.
- Słyszałyśmy!- krzyknęły chórem.
- Co powiecie, na wypad do baru, zeby to uczcić?- zaproponował Wojtek.
- Czemu nie.- odparłam i z uśmiechem spojrzałam na Damiena.
- To o dzieiwiętnastej wpadamy po was i idziemy.- zakomunikowała Domi.
Bez żadnych protestów wszyscy się rozeszli. Miałam trochę ponad godzinę, zeby się naszykować. Od razu poszłam do pokoju.
- Zakładamy to samo?- zapytała Aga.
- Okej.- uśmiechnęłam się.
Dwadzieścia minut przed czasem byłyśmy gotowe. Ledwo zdążyłam usiąść, a do środka wpadła Domi i Ola. Wojtek zdyszany zaraz za nimi.
- Czemu tak szybko szłyście?! W ogóle jak wam się to udało na takich szpilach?!- dziwił się narzeczony Olki.
- Lata praktyki.- odpowiedziałam za nie.
Psiknęłam się perfumami i wyszliśmy. Kiedy weszliśmy do klubu od razu poczułam woń alkoholu i papierosów.
~*~
Tiruriru ;333
Napisałam :> Wiem wiem słodki jak nie wiem co, ale na razie musicie wytrzymać, przez te pięć rozdziałów, będę wam słodziła, a później BAM ! XD

Mam jeszcze pytanie ;> Na ile rdz podzielić ten 'dramat' ?
1, 2 czy 3 ? :DDD


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 28.

- eeee. Nie to nie jest to.- oznajmiłam, kiedy Wojtek przymierzał piąty garnitur.
- Znowu?! Już mam dość!- narzekał mój brat.
- Wytrzymasz. Zostały tylko dwa.- uspokajała go Ola.
Mrucząc coś pod nosem z powrotem wszedł do przymierzalni.
- Już nie mogę się doczekać waszego ślubu.- uśmiechnęłam się.
- No, ja też.- przyznała.- A ty kiedy się za Dominikę weźmiesz?- zaśmiała się patrząc na Kubę.
- Nie mogę wam powiedzieć, nie będzie zaskoczenia.- odparł tajemniczo.
Na moje policzki wdarł się rumieniec. Na szczęście Wojtek w porę wyszedł przebrany.
- Powiedzcie proszę, ze ten jest okej!
- Nooo.- zaśmiałam się.- ujdzie w tłumie.- puściłam oczko do Oli.
- Masz rację. Taki przeciętny...
- No proszę was!
Zaczęłyśmy się śmiać. Oboje patrzyli na nas jak na idiotki. Dopadła mnie głupawka i prawie zleciałam, z kolan Kuby. Na szczęście w ostatniej chwili mnie przytrzymał.
- Żartujemy. Jest idealny!- prawie krzyknęłam.
- Bierzemy!- potwierdziła narzeczona mojego brata.
Wojtek odetchnął z ulgą i poszedł ubrać się w normalne ciuchy. Po dziesięciu minutach zadowolony wychodził ze sklepu.
- Mam nadzieję, ze pomogłam.- uśmiechnęłam się do Oli.
- Tak i to jeszcze jak! Gdyby nie wy to pewnie do późna byśmy tu siedzieli.- odparła.
Umówiłam się z Olą, że wpadnie z Wojtkiem chwilę wcześniej do Kuby, zeby trochę pomóc w przygotowaniach do naszego spotkania.

- Nawet udało nam się wyrobić w czasie.- powiedziałam, gdy weszliśmy do domu.
- No widzisz.- zaśmiał się.- To co robimy?
- Hmmmm... Moglibyśmy wybrać się na spacer, ale za zimno.- stwierdziłam.
- To moze po prostu posiedzimy razem pod kocem przy gorącej czekoladzie?- podrzucił pomysł.
- O tak! To jest idealne rozwiązanie. To idź po jakiś koc, a ja zrobię czekoladę.- zarządziłam.
Po niespełna dziesięciu minutach siedzieliśmy pod kocem.
- I pomyśleć, że od jura nie będzie miał mnie kto grzać.- powiedziałam udając smutek.
- Oj biedactwo moje. To muszę cię pożądanie wygrzać.- uśmiechnął się.
Przysunełąm się bliżej niego i wtuliłam. Mogłabym tak siedzieć do końca świata i o jeden dzień dłużej. Oczywiście musiałam zacząć płakać, ale przywykłam. Od śmierci mamy zrobiłam się strasznie wrażliwa. Tęsknię za tamtą sobą. Pełną życia i nie przejmującą się żadnym problemem, bo przecież "Życie jest za krótkie na smutki".
Upiłam ostatni łyk, już nie gorącej, czekolady. Jeszcze bardziej opatuliłam się kocem. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy Kuba mocniej mnie przytulił.

- No hej.- przywitałam się z Olą.
- To jak, zabieramy się za przygotowanie imprezy?- zaśmiał się Kuba
- Jasne.- odparłam.
- Chwila!- wtrącił się Wojtek.- Najpierw chcieliśmy z Olą wręczyć wam oficjalne zaproszenia na nasz ślub.- oznajmił.
Ola podeszłą do torby i wyciągnęła jedno z nich.
- Proszę, to dla was.- uśmiechnęła się.
- Dziękujemy.- odwzajemniłam gest.- Nadal nie mogę uwierzyć, ze wy się pobieracie. To do mnie nie dociera.
- Przyzwyczajaj się siostra!
Po godzinie zjawiła się reszta naszej paczki. Narzeczeni wręczyli im zaproszenia i wszystko się zaczęło.
- To życzę powodzenia w meczach.- uśmiechnęłam się do Seby.
- Nie dziękuję.- odparł.
Pogadałam z nim jeszcze chwilę, ale i tak wróciłam do Kuby. Nie chciałam, zeby wyjeżdżał.
- Zgarniam cie na chwilę!- zawołała do mnie Paula.
Odeszłam od Błaszczykowskiego i podeszłam do przyjaciółki.
- Jeny! Jak ja dawno z toba nie gadałam!- krzyknęła.
- Co racja to racja. Trzeba to jakoś nadrobić.- zaśmiałam się.- Jak tam u Perquisów?- uniosłam brew.
- U nas świetnie.- uśmiechnełą się.- A u Błaszczykowskich co słychać?
- Nie licząc, ze za dziesięć godzin zostanę pozbawiona chłopaka na dwa tygodnie, to świetnie.- odparłam.
- Wytrzymasz. Od jutra treningi, więc nawet za bardzo nie mielibyście czasu dla siebie.- oświeciła mnie.
- No tak. też prawda. A Damien się nigdzie nie wybiera?
- Z tego co wiem, to opuści mnie dopiero pod koniec marca.
- Szczęściara.
- A żebyś wiedziała.- zaśmiała się.
W końcu Perquis porwał mi przyjaciółkę i zostałam sama. Na szczęście nie na długo, bo po chwili znalazła się przy mnie Aga.
- To co siedzimy w tym razem?
- No niestety. Jakoś damy radę.- powiedziała.
- Musimy.- zgodziłam się.
- A tak właściwie to kiedy mamy najbliższy mecz?
- Nie wiem. Jarek nic mi nie mówił. Pewnie dowiemy się jutro.
Kilkanaście minut przed północą wszyscy zebraliśmy się, żeby pożegnać Sebastiana, który o wpół do pierwszej miał samolot.
- A może odprowadzimy cię na lotnisko?- zaproponowała Paula.
- Jeśli chcecie.- usmiechnał się.
Ustaliliśmy, ze Kuba zostaje, bo musi się wyspać. Mimo jego licznych protestów, w końcu udało mi się go przekonać, ze to dobre wyjście. Pożegnał się z kumplem i wyszliśmy.
Na lotnisku żwawo "rozstaliśmy" się z Boenischem. Oczywiście dlatego, ze Aga potrzebowała mnóstwo czasu, zeby odkleić się od chłopaka. Kiedy jej się udało zapłakana wróciła do nas i pomachała mu.
- Kocham cie mała.- uśmiechnął się do niej.
- Ja ciebie też.- odparła przez łzy.
- Już, spokojnie. Niedługo się zobaczycie.- pocieszałyśmy ją.
W drodze do domów, wszyscy zaoferowali, ze przyjdą po nas, kiedy Kuba będzie wylatywał. Z uśmiechem zgodziłam się.
Wróciłam do domu Błaszcza i nie tracąc czasu przebrałam się w piżamę. Najciszej jak umiałam weszłam do łóżka i, nastawiając wcześniej budzik, przytuliłam chłopaka.
Nagle poczułam rękę na talii.
- Myślałam, że śpisz.- szepnęłam.
- Bez ciebie trudno było mi zasnąć.- uśmiechnął się.
- To kochany musisz się przyzwyczaić do zasypiania beze mnie.- zaśmiałam się.
- Wiem, ale to będzie trudne.- przyznał.
Pocałowałam go i wygodnie ułożyłam głowę na torsie chłopaka.
- Dobranoc.- powiedziałam.
- Kolorowych.
Obudził mnie dźwięk budzika. Przetarłam oczy i niechętnie wstałam. Postanowiłam na razie nie budzić Kuby. Przebrałam się i poszłam do kuchni zrobić jakieś śniadanie. Kiedy tosty się grzały wróciłam na górę, zeby pomóc mu wstać.
- Kuba. Wstawaj. Śniadanie czeka.- mówiłam, ale nie reagował.
Pochyliłam się nad nim i zaczęłam całować. Od razu się zerwał. W efekcie wylądowałam na nim, nie mając szansy się wydostać.
- Pora wstawać kochany, śniadanie ci stygnie.- uśmiechnęłam się.
- Najwyżej będzie zimne.- zaśmiał się i znów mnie pocałował.
Kątem oka spojrzałam na zegarek. Piąta zero zero.
- No już wstawaj. Masz pół godziny, zeby się naszykować. Później przyjdzie reszta i jedziemy na lotnisko.
- Pięć minut. proooszę.
- Nie ma zadnych pięciu minut. Zbieraj się z łóżka albo sama cię ściągnę.- zaśmiałam się.
Spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- No dobra, moze nie dam rady. Nie ważne, wstawaj.
Zaśmiał się pod nosem i w końcu zwlekł z łóżka.
O umówionej godzinie zjawili się przyjaciele i razem udaliśmy się na lotnisko. Tak samo jak kilka godzin temu Aga, tak teraz ja rozryczałam się kiedy Kuba miał odchodzić.
- Już nie mogę się doczekać kiedy wrócę.- zaśmiał się.- Nie płacz, bo się rozmyślę i nie polecę.
Uśmiechnęłam się i ostatni raz go przytuliłam. Pomachał nam i odszedł.

#Ola
Praktycznie cały dzisiejszy dzień spędziliśmy na wyjazdach do rodziny, zeby porozdawać zaproszenia. Zaraz po wylocie Kuby wróciliśmy do mnie. Przespaliśmy się do dziesiątej, ja poszłam na trening, a Wojtek odebrać zaproszenia. Kiedy wróciłam wyruszyliśmy. Trochę po dwudziestej byliśmy z powrotem w domu.
- Zapomniałabym. Muszę iść na pocztę i wysłać zaproszenie do kuzynki.
- A nie możemy podjechać jutro?- zdziwił się Wojtek.
- Do Hiszpanii chcesz jechać? Serio?- spojrzałam na niego spode łba.
- No dobra to zmienia postać rzeczy.- zaśmiał się.
Weszłam do sypialni i wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer Gabi. Jakoś tak mnie naszło, zeby do niej zadzwonić. Ostatnio widziałyśmy się chyba dwa lata temu..
- Halo?- usłyszałam.
- Hej tu Ola.- uśmiechnęłam się do siebie.
- Hej mała! Co tam u ciebie słychać?! Stęskniłam się.- zaczęła paplać.
- U mnie jak na razie świetnie. Jestem zaręczona.- oznajmiłam
- Co?! To świetnie! Mam rozumieć, że jesteśmy z Gerardem zaproszeni?- zaśmiała się.
- Ma się rozumieć! Jak mogłabym was nie zaprosić! Zaraz idę na pocztę wysłać zaproszenie dla was.- oświadczyłam.
- To się cieszę, ja też mam dla ciebie newsa.- powiedziała podekscytowana.
- Zamieniam się w słuch.
- Będziesz ciocią!- wrzasnęła do słuchawki.
- Serio?! Nawet nie wiesz jak się cieszę!- pisnęłam.- Chłopczyk czy dziewczynka?
- Dwaj chłopcy.- odparła.
- Bliźniaki? Jeszcze lepiej. To tatuś będzie miał kogo uczyć w piłkę grać.- zaśmiałam się.
- Jest jeszcze jedna sprawa.- rzekła.- Moze nie powinnam tego robić przez telefon, ale muszę wiedzieć.- zaczęła.- Chciałam zapytać czy zostaniesz chrzestną.
- Jasne, ze tak!- ucieszyłam się.- A na kiedy masz termin?
- Za dwa tygodnie. A ślub kiedy?
- W połowie marca. Mam nadzieję, ze będziecie.
- Postaramy się. Nie mogłabym przegapić ślubu mojej najlepszej kuzynki.
- Nie słódź mi już tak. Bo się rumienię.- śmiałam się
Gadałyśmy jeszcze dobrą godzinę. W trakcie rozmowy wyszłam wysłać zaproszenie. Kiedy wróciłam Wojtek siedział przed telewizorem.
- Dobra ja kończę. Pozdrów Gerarda i do zobaczenia.
- Mam nadzieję. Paa.- rozłączyła się.
Usiadłam obok chłopaka.
- Co tam oglądasz?- zaciekawiłam się.
- Na razie nic. Aktualnie skaczę po kanałach.- oznajmił.- Nieźle się rozgadałyście.- zaśmiał się.
- Oj tam. Nie widziałam jej ponad dwa lata, trzebabyło nadrobić.- odparłam i przytuliłam go.
- Jestem wykończony dzisiejszym dniem.- oświadczył.
- Ja też. To idziemy spać? No przynajmniej poleżeć w łóżku.
- Z przyjemnością.
Wstaliśmy z kanapy i udaliśmy się do sypialni.
~*~
Trolololo :D
A wiecie co wam powiem? Wymyśliłam dramat :D Może nie będzie jakiś straszny, ale przynajmniej nie będzie tak słodko :D Powinien się pojawić jakoś za 5 lub 6 rozdziałów :D Tak to sobie zaplanowałam xd mam nadzieję, ze mi wypali :P
Kolejne rozdziały mogą być trochę krótsze niż poprzednie, ale mam nadzieję, ze to was nie zniechęci do czytania :3

pytania -> http://ask.fm/poozytywnaa


sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 27.

#Agnieszka
- Pasowałoby się w końcu położyć spać.- zaśmiałam się,
- Oj tam, jest dopiero przed piątą. Nie opłaca się.
- Wiem o co ci chodzi kochany.- oznajmiłam.
- To na co jeszcze czekamy?- ożywił się.
- Proszę cię! Wystarczą mi poprzednie dwa razy.
- Kochanie. Seksu nigdy za wiele. Wręcz przeciwnie! To jest dobre dla zdrowia.- próbował mnie przekonać.
Pocałowałam go i zaczęłam się śmiać. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki.
- O! Prysznic we dwoje też mi pasuje.- powiedział i chwilę później był przy mnie.

- Nigdy więcej nie biorę z tobą prysznica. Cała łazienka jest zalana.- śmiałam się.
- To moja łazienka, więc się nie przejmuj.- rzekł.
- To zmienia postać rzeczy.
- Jesteśmy odświeżeni. To wracamy do łózka?- poruszał znacząco brwiami.
- Jesteś niemożliwy.
- Po prostu chcę się tobą nacieszyć. Jutro o tej godzinie będę już daleko od ciebie.- uśmiechnął się słodko.
- To i tak mnie nie przekonuje. Nie wiem jak dałam się namówić na tam te trzy razy.- zaśmiałam się.
Jakoś udało mi się przekonać Sebę, że za dużo seksu też może zaszkodzić. Z barku sensownego zajęcia zabraliśmy się za robienie śniadania. Naszykowaliśmy wszystkie potrzebne produkty do zrobienia najprostszych naleśników. Oczywiście nie obeszło się bez bitwy na mąkę.
- Niedawno się myłam, a teraz mam mąkę nawet pod pachami.- oznajmiłam brunetowi.
- Do twarzy ci w tej mącę.- zaśmiał się.
- Ale mi komplement walnąłeś.- odparłam.
- Polecam się na przyszłość.
Po dwóch godzinach naleśniki były gotowe. Wszystkie zniknęły w ciągu niecałych dziesięciu minut.
- Czuję się jakbym była w ciąży.- stwierdziłam.
- A może postaramy się o jakichś potomków?- zaśmiał się.
- Hola hola. Zwolnij szaleńcze! Na razie nie śpieszno mi do wstawania kilkanaście razy w nocy. Poza tym jeszcze nie zamierzam kończyć z piłką.- oświadczyłam mu.
- Ale jesteś pewna? Fajnie by było jakby teraz takie malutkie dziewczynki tu biegały.- rozmarzył się.
- Pogadamy o tym kiedy indziej, Jeszcze mamy czas.
- Ale przemyśl to, jak mnie nie będzie.- puścił mi oczko.
 - Nie wiem jak wytrzymam bez ciebie miesiąc.- zasmuciłam się.
- Dasz radę. Wracam dziesiątego marca i zostaję z tobą, tyle i się tylko da.- podszedł i przytulił mnie.
Do trzynastej czas zleciał jak z bicza strzelił. Później postanowiliśmy wybrać się na spacer. Założyłam coś na siebie, zrobiłam lekki makijaż i wyszliśmy.

#Paulina.
Siedziałam na łóżku i czekając aż mój książę się obudzi myślałam sobie o przyszłości. Jak to wszystko będzie? Przecież Damien będzie musiał kiedyś wyjechać. Nie będzie go długo. Domi, może przeprowadzi się z Kubą do Dortmundu. Ola pewnie też się wyprowadzi. W końcu będą po ślubie, na pewno razem zamieszkają. Aga też coś ostatnio mówiła, że myśli nad przeprowadzką z Sebastianem. A ja? Ja nie chcę stąd wyjeżdżać. Dopóki gramy razem będziemy razem. Nasz cel. I tego muszę się trzymać. Wszystko się później samo ułoży. Miejmy nadzieję, że na dobre dla nas.
Nagle poczułam, dotyk na ramieniu. Przetarłam mokre oczy i odwróciłam się do blondyna.
- Coś się stało?- zapytał.
- Nie, tak sobie myślałam jak to wszystko będzie. Ale nie ma się co zamartwiać.- uśmiechnęłam się.- To jak śniadanie?
- Chętnie.- odparł.
Wstałam z łóżka i poszłam się przebrać. Później skierowaliśmy się do kuchni.
- Płatki czy kanapki?- zapytałam.
- Jak dla mnie płatki.
Po śniadaniu rozsiedliśmy się na kanapie i zaczął się maraton filmowy, który miał trwać do dwudziestej. Później byliśmy umówieni cała paczką, zeby pożegnać się z Kubą i Sebą.
- A ty nie musisz wyjeżdżać?
- Mam wolne do końca marca.- uśmiechnął się.
- To rozumiem, że będziesz przychodził na nasze mecze?- stwierdziłam.
- No raczej, że tak. Nie mógłbym tego przegapić.- zaśmiał się.
- Wiesz, ze cię kocham?
- Wiem i ja ciebie też bardzo kocham.- powiedział i pocałował mnie w czoło. Filmy leciały, a my dalej pogrążaliśmy się w rozmowie.

#Dominika.
- To jak zabierasz się ze mną?- zapytał Kuba w trakcie pakowania.
- Chciałabym, ale od jutra zaczynamy treningi. Nie mogę teraz wyjechać.- odparłam.- Poza tym nie chcę się rozstawać z dziewczynami.- przyznałam.
Jego twarz zrobiła się smutna. Nie mówiąc nic wrócił do pakowania.
- Kuba. To nie jest tak, ze nie chcę z tobą tam lecieć.- zaczęłam się tłumaczyć.
Podeszłam bliżej niego. Zamknęłam walizkę i złapałam go za rękę.
- Wręcz przeciwnie. Nawet nie wiesz jakbym chciała, ale nie mogę tego wszystkiego zostawić. Nie myśl sobie nawet, że mi na tobie nie zależy czy coś w tym rodzaju. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Gdyby nic mnie tu nie trzymało, sama bym ci się wpakowała do walizki.- zaśmiałam się lekko.- Kocham cie i mam nadzieję, że to wiesz.- przytuliłam go.
- Wiem, ale myśl że będziesz tak daleko sprawia, ze wcale nie chce mi się tam lecieć.- oznajmił.
- Mnie pociesza fakt, że nie będziesz tam aż tak długo.- uśmiechnęłam się
- Mnie pocieszyłoby, gdybyś była obok.- oznajmił.
Zaśmiałam się i mocno go przytuliłam.  Godzinę później Kuba był spakowany.
- Na pewno wszystko masz?- zapytałam.
- Nie! Jeszcze jedna rzecz. Najważniejsza.- oznajmił.
Podbiegł do mnie i podniósł. Chwilę później leżałam w walizce.
- Teraz już mam wszystko.- uśmiechnął się.
Zaśmiałam się pod nosem i wyszłam z walizki. Podeszłam do niego i pocałowałam.
- To co? Robimy obiad czy zamawiamy pizzę?
- Żeby nie tracić czasu możemy coś zamówić.- stwierdził.
Właśnie wybierałam numer do pizzerii, gdy zadzwonił mi telefon.
- No co jest?
- Domi musisz nam pomóc! Nie możemy z Wojtkiem wybrać dla niego garnituru. Proszę przyjdź!- zapiszczała mi Ola.
- Teraz? Chciałam trochę czasu spędzić z Kubą. Jutro z samego rana wyjeżdża...
- No wiem, ale proszę to zajmie tylko godzinkę. Weź go ze sobą. No nie daj się prosić..
- Przyjdziemy.- odparł Kuba, kiedy zabrał mi telefon.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Uśmiechnął się i oddał mi telefon.
- Nie patrz tak na mnie- zaśmiał się.- Pomożemy twojemu braciszkowi, a później na resztę dnia zaszyjemy się tutaj i będziemy siedzieli tylko we dwoje.
- Niech ci będzie. To idę się cieplej ubrać.- pocałowałam go w policzek i poszłam do pokoju.
Kilka dni temu przyniosłam do niego trochę swoich rzeczy, bo i tak ciągle u niego siedziałam.
Dziesięć minut później wróciłam w grubszym stroju. Założyłam kurtkę i wyszliśmy.
~*~
Miałam dodać ten rozdział jakoś we wtorek lub środę, ale nie miałam internetu, przez mini remont :P Mam nadzieje, ze się spodoba :**

pytania -> http://ask.fm/poozytywnaa


piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 26.

10-02-2013r.

- Chodź! 
- ...
- Kuba! No chodź!
Podniósł głowę. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Jego oczy nie biły już tym cudownym odcieniem niebieskiego. Były kompletnie czarne. Czarne jak najciemniejsze miejsce Świata. Były przerażające.
- Kuba ...- powiedziałam ostrożnie.
Nie zareagował. Stał dalej, w tym samym miejscu. Z tym samym wyrazem twarzy.
Po chwili opuścił wzrok na swoją dłoń. Zaciskał w niej sztylet. Jego spojrzenie powróciło na mnie. Uśmiechnął się, ale nie tak jak zawsze. To był uśmiech jakiegoś seryjnego mordercy. Wtedy uderzyła mnie myśl. Wszystko się poskładało. Sztylet. Uśmiech. Puste spojrzenie.
Najszybciej jak umiałam rzuciłam się do ucieczki. Nagle znalazłam się w jakimś lesie. Wszędzie zapanował kompletny mrok. Ciemność, taka sama jak w jego oczach. Biegłam przed siebie, a moje oczy napełniały się łzami. Obraz zamazywał się i nie miałam pojęcia gdzie biegnę. Po dłuższym maratonie potknęłam się o gałąź. Runęłam na ziemię. Przetarłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Wszędzie szukałam Kuby. Nigdzie go nie było, jednak gdy spojrzałam z powrotem przed siebie, zguba się znalazła.
- Mam cię.- szepnął głosem ostrym jak brzytwa.
- Nie...
Sięgnął ręką po sztylet. Nachylił się nade mną i spojrzał prosto w oczy. Przez chwilę dostrzegałam tego samego chłopaka, którego kilka miesięcy temu pokochałam. Zaczął się zbliżać. Zamknęłam oczy i poddałam się. Wolną ręką dotknął mojego policzka. Po chwili zaczął mnie całować. Nie opierałam się. Kiedy przestał mnie, w jego oczach znów pojawiła się ciemność. Podniósł rękę ze sztyletem i mocno się zamachnął.
- NIE !!!!
Nie zareagował. Jakby codziennością dla niego było zabijanie ludzi. Jakby nie miał ani krzty czlowieczeństwa w sobie.
- PROSZĘ CIĘ! NIE RÓB TEGO!
Krzyczałam jak najęta. Wierciłam się w miejscu, ale nic nie działało.
- BŁAGAM CIĘ! PROSZĘ! NIE ZABIJAJ MNIE!
Łzy zaczęły lecieć niewiadomo skąd...

Wydałam z siebie głośny krzyk i nagle zdałam sobie sprawę, że to był tylko sen. Rozejrzałam się po pokoju. Obok siedział Kuba. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały przytuliłam się do chłopaka.
- Znowu ten koszmar?- zapytał cicho.
- Tak.- odparłam krótko.
Siedzieliśmy w ciszy. Uspokajałam oddech. Kuba gładził mnie po włosach i powtarzał, że to tylko zły sen.
- Dobrze, ze tu jesteś.- powiedziałam.
- Niestety za dwa dni wyjeżdżam do Dortmundu.- przypomniał smutnym głosem.
- Tak. Mamy dla siebie jeszcze całe dwa dni. Popamiętasz mnie kochanie.- zaśmiałam się.
- Liczę na to.- oznajmił.
Położyliśmy się z powrotem. Ułożyłam głowę na klatce piersiowej chłopaka. Przetarłam mokre oczy. Niepotrzebnie. Kiedy tylko to zrobiłam, znów zaczęłam płakać.
- Hej, kochanie nie płacz. Będzie dobrze. Jest dobrze.
- Wiem, ale nie wyobrażam sobie, ze będziesz ponad 800 kilometrów ode mnie. I to na tak długo.
- Wytrzymasz dwa tygodnie.- pocałował mnie w czubek głowy.- Później znów będziemy mieli dla siebie cały miesiąc.
- Ale będziesz musiał znowu, po tym miesiącu, być w Dortmundzie.- zasmuciłam się.
- Najwyżej zabiorę cie ze sobą.- oznajmił.
- Warto pomarzyć.- zaśmiałam się.
- Dlaczego? Przecież wiesz, ze jeśli tylko chcesz to możemy lecieć tam razem.- powiedział poważnie.
- Może porozmawiamy o tym później?- zaproponowałam.- Jest 3:00 rano. Na razie musimy się wyspać.
- Niech ci będzie, ale obiecaj, ze to przemyślisz.
- Obiecuję. Dobranoc.
- Kolorowych.
Ułożyłam głowę wygodniej na klacie Kuby i zamknęłam oczy. Odleciałam prawie natychmiastowo.

- I co? Masz zamiar się zgodzić?- zapytała Paula, kiedy opowiedziałam dziewczynom o propozycji Kuby.
- Sama nie wiem. Chciałabym być blisko niego, ale też nie chcę was zostawiać.- przyznałam.
- Szczerze, to nie chcę, żebyś wyjeżdżała.- odezwała się Ola.
- Awww. Też cię kocham- uśmiechnęłam się.
- Dobra, a czego tak konkretnie szukamy?- zapytała Aga.
- Sukni ślubnej.- odparła Ola.
- No co ty. Tyle to wiem.- powiedziała z sarkazmem Agnieszka.
- Dokładnie nie wiem. Suknia na pewno musi mieć to coś.
- To, żeś nas oświeciła.
Weszłyśmy do jednego z najlepszych salonów sukni ślubnych w mieście.
- Dzień dobry.- przywitała nas właścicielka.
- Dzień dobry.
Ola opowiedziała w skrócie o sukni i wraz z kobietą zniknęła w jakimś pomieszczeniu.
Po prawie trzydziestu minutach przymierzyła dopiero 2. W pierwszej nie spodobał nam się krój, w drugiej do gustu nie przypadła nam ta kokarda. Jesteśmy strasznie wybredne.
- A ta?- zapytała Ola wychodząc z przymierzalni.
- Jest boska!- prawie krzyknęłyśmy.
- Naprawdę? Podoba się wam?
- Tak! Jest świetna! Bosko w niej wyglądasz.- stwierdziłam.
- Mi też się podoba.- uśmiechnęła się narzeczona mojego braciszka.
- Jako twoja świadkowa, mówię że możesz ją brać i idziemy na dalsze zakupy.- oznajmiła Paula.
- Na wszelki wypadek przymierzę jeszcze jedną.- powiedziała i zniknęła.
Czekałyśmy na nią niecałe 10 minut.
- A o tej co myślicie?- zapytała wychodząc.
- eeeeeee.-odezwałam się zniesmaczona.- skraca ci nogi.
- Jestem na nie.
- Popieram Agę.
- Trzy razy nie, dziękujemy.- podsumowałam.
- To mam wziąć poprzednią?- upewniła się.
- Tak! Wojtkowi szczena opadnie.- odezwała się Aga.
Ola poszła się przebrać, a my dyskutowałyśmy o naszych strojach. Porozmawiała jeszcze chwilę z właścicielką, a później dołączyła do nas.
- Za trzy dni mam przyjść ja odebrać.- uśmiechnęła się.
- To teraz idziemy dobrać jakieś dodatki, co nie?- zaproponowałam.
Dziewczyny zgodziły się i poszłyśmy do drugiej części sklepu. W godzinę uporałyśmy się z welonem, bukietem, butami i bolerkiem. Następnie skierowałyśmy się do sklepu jubilerskiego, po biżuterię. Około 15 skończyłyśmy zakupy i byłyśmy w drodze do domu.
- Jestem wykończona.- jęknęłam.
- Nie tylko ty.- odezwała się Paula.
- Jak coś to przechowacie mi suknię prawda?- przyszła panna młoda zwróciła się do bliźniaczek.- u mnie lub u Domi nie będzie bezpieczna, nie przy Wojtku.- dodała.
- Nie ma problemu.- odparła Aga.
Po kilku kolejnych minutach drogi rozstałyśmy się. Zaczęłyśmy gadać z Olą o weselu, że jeszcze tyle pracy, a tak mało czasu.
- No czasu na pewno nie ma dużo. Przecież jeszcze tylko troszkę ponad miesiąc.
- Tak, już nie mogę się doczekać, ale też przeraża mnie ta myśl.- przyznała.
- Nie masz się co zamartwiać, niedługo będziemy rodziną!- uśmiechnęłam się.
Weszłyśmy do windy, nie przerywając rozmowy. Kiedy zatrzymała się na piętrze Oli pożegnałam się z nią i wjechałam wyżej. Otworzyłam drzwi i od razu rzuciłam się na kanapę.
- Padam.- mruknęłam.
- Tak myślałem, ze  będziesz zmęczona, więc postanowiłem zrobić ci gorącą kąpiel. Co ty na to?- usłyszałam głos Kuby.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam, kucającego obok blondyna, z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Wiesz, że jesteś najlepszy?
- Też cię kocham.- pocałował mnie w czoło.- Chodź, bo woda stygnie.- powiedział wstając.
- Yyyee.- jęknęłam na myśl o wstawaniu.
- Oj biedactwo moje.- zaśmiał się.
- Zobaczymy jak ty będziesz szukał sukni.- paplałam.- wróć to nie tak.- zaśmiałam się.
Usłyszałam tylko śmiech chłopaka. Leniwie podniosłam się z kanapy i ruszyłam do łazienki.

#Paulina
Po drodze Aga oznajmiła mi, że idzie do Sebastiana, bo gdzieś tam na nią czeka. Pożegnałam się z nią i ruszyłam w dalszą drogę do domu. W trakcie odprężającego spacerku zadzwoniłam do Damiena, czy nie ma ochoty wpaść. Od razu oznajmił, że za chwile będzie. 15 minut później byłam na miejscu. Przy drzwiach stał już Damien.
- Masz tępo. Nie dość, ze przystojny to jeszcze tak super wysportowany. Dziękuję ci magiczna siło, która sprawiasz, ze on wybrał mnie!
- To nie żadna magia, to miłość.- oznajmił blondyn i pocałował mnie.
Weszliśmy do środka. Zdjęłam kurtkę i od razu usiadłam w fotelu, w salonie.
- Jestem wykończona. Nie sądziłam, ze aż tyle czasu tam spędzimy.- powiedziałam rozmasowywując sobie kark.
- Co powiesz na masaż?- uśmiechnął się.
- Jesteś moim wybawcą!- krzyknęłam uradowana.
Podniosłam się z fotela, złapałam Damiena za rękę i poszliśmy do sypialni.
Położyłam się na łóżku z rękoma pod głową. Nagle poczułam, ze Perquis ściąga mi koszulkę.
- Tak, będzie wygodniej.- szepnął.
Po chwili nie miałam koszulki i leżałam z rozpiętym stanikiem.
Kiedy Damien położył dłonie na moich plecach przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Masz jakieś plany na jutro?- zapytał.
- Raczej nie. Dominika będzie siedziała z Kubą, Olka i Wojtek idą pozałatwiać jakieś sprawy na mieście, a Aga pewnie poleci gdzieś znowu z Sebą, a czemu pytasz?
- Tak z ciekawości.- odparł.
- Dzięki za ten masaż. Czuję się o niebo lepiej.- oznajmiłam.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Leżałam tam rozpieszczona dotykiem jego dłoni jeszcze dobrą godzinę. Później zapięłam stanik i odwróciłam się na plecy.
- Jeszcze raz dziękuje.- uśmiechnęłam się i pocałowałam chłopaka.
###
Miałam napisać więcej, aleeee..... już mi się nie chce xd na razie to musi wam wystarczyć :D
Wiem, że ostatnio ciągle przeskakuję, mniej więcej, o miesiąc, ale mam zamiar kończyć to opowiadanie, więc wiecie xd <3 ;**

jeśli macie jakieś pytania, niekoniecznie związne z blogiem, to serdecznie zapraszam na http://ask.fm/poozytywnaa ,  tam na wszystkie odpowiem :D