czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 20.

- Słucham cię.- uśmiechnęłam się.
- Bo jak wiesz, jutro wylatuję do Londynu.
- Mo wiem. I już za tobą tęsknię.
- Nie musisz, jeśli zgodzisz się polecieć ze mną.- oznajmił i pocałował mnie.
- Ty mówisz serio?!- zdziwiłam się.
- No jasne, ze tak. To jak zabierasz się ze mną czy chcesz, żebym usechł tam z tęsknoty za tobą?
- Oooj, jeśli masz tak cierpieć to się zgadzam.
Sama nie wiedziałam na co się piszę. Działałam pod wpływem chwili, zresztą z nim mogłabym znaleźć się na drugim końcu świata.
- A kiedy dokładnie wrócimy?- zapytałam.
- Spokojnie, zdążysz na imprezę Kuby.- zaśmiał się.
Pocałowałam go. Nie przerywając tej chwili wziął mnie na kolana. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on obejmował mnie w talii. Na chwilę oderwałam się od ust chłopaka. Spojrzałam mu w oczy. Patrzyły na mnie z miłością, ale też pożądaniem. Wstałam i za rękę poprowadziłam go do mojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Na Wojtka nie musiałam długo czekać. Po chwili już był obok. Dorwał się do moich ust. Leżałam pod nim, opierał się nade mną rękoma i przeniósł pocałunki na inne części ciała. Szyja, obojczyki, dekolt i znów usta.
- Kocham Cię.- szepnął.
- Ja ciebie też.
Po tych słowach to on znajdował się pode mną. Usiadłam na nim i pozbawiłam go koszulki. Obdarowywałam jego umięśnioną klatę buziakami. W końcu doszłam do ust. Wpiłam się w nie i pocałowałam go najbardziej namiętnie jak tylko umiałam. W trakcie tych czułości straciłam bluzkę. Znów znalazłam się pod chłopakiem, zaczął całować mój brzuch co spowodowało przyjemne dreszcze, które ogarnęły całe moje ciało. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zniknęły mi spodnie. Nie pozostałam dłużna i już po chwili dolna część garderoby Wojtka leciała gdzieś w kont pokoju.
Akurat kiedy chłopak chciał pozbawić mnie stanika usłyszałam otwierające się drzwi. Zamarłam.
- Ciiiii.- zwróciłam się do chłopaka.
- Olu kochanie jesteś tu?- krzyknął ktoś z dołu.- Przyniosłam ci kilka babeczek.
- Sąsiadka.- powiedziałam bezgłośnie.
- Zostawię je w kuchni.- oznajmiła.
Wojtek zaśmiał się, a po kilku sekundach głos starszej pani zniknął.
- Drzwi się zamyka.- zaśmiał się i ostatecznie rozpiął mój stanik.
- Najwyżej dostałbyś nauczkę od mojej sąsiadki.- zaśmiałam się i pocałowałam go. Kilka minut później byliśmy już kompletnie pozbawieni ubrań. Kilka moich rzeczy leżało na laptopie, koszulka Wojtka wylądowała na szafie.
- Fajną masz klatę.- szepnęłam mu do ucha.
Uśmiechnął się chytrze i po chwili już poczułam go w sobie.

#Dominika.
- A co chciałbyś ode mnie dostać na urodziny? W sensie imprezę urodzinową, za tydzień?
- Ja nic od ciebie nie chcę. Wystarczy, ze jesteś obok.- uśmiechnął się słodko.
- Wiesz, ze i tak coś kupię, nawet jeśli mi nie pomożesz.
- Skoro tak, to chcę jutro zabrać cię na kolację.
- Ale ja płacę.- zażądałąm.
- Nie ma mowy. To ja cię zabieram, więc ja płacę. Nie ma innego wyjścia kochanie.- oznajmił i pocałował mnie.
- Ale ja nadal nie mam prezentu dla ciebie.
- Mówiłem ci coś o tym. Poza tym urodziny miałem wczoraj i wystarczy mi to, ze pamiętałaś.
- Może i tak, ale mi to nie wystarczy. To może chcesz psa?
- Haha, nie. Nie chcę nic, już mówiłem.- zaśmiał się.
- Jeszcze cos wymyślę, zobaczysz.- odpowiedziałam zdeterminowana.
- Oczywiście skarbie.
- Wątpisz we mnie?- udałam oburzoną.
- Jakbym śmiał.- powiedział i zaczął się śmiać.
- Foch. Obrażam się. Żeby nie było jestem oficjalnie obrażona Błaszczykowski.- oznajmiłam chłopakowi i obróciłam się do niego plecami.
- Szczęsna myszko moja. Nie obrażaj się na mnie.- szepnął mi do ucha.
Domi bądź silna, nie daj się temu przystojniakowi. Niech się trochę pomęczy. Na nieszczęście, mimo moich protestów, odwrócił mnie w swoją stronę. Spojrzał mi prosto w oczy, a kiedy dostrzegł, że się zarumieniłam, na jego twarzy zagościł  zwycięski uśmiech.
- No przy tobie to się nawet fochnąć spokojnie nie mogę.- zaśmiałam się.
- Ja tam się z tego cieszę. A tak na marginesie, jesteś bardzo piękna kiedy się tak złościsz.- uśmiechnął się i dostałam buziaka w policzek.
- Nie słódź mi tak, bo popadnę w samouwielbienie.
- Ja tam już cie uwielbiam.- powiedział.
- Idź być słodki gdzie indziej.- zaśmiałam się i pocałowałam go namiętnie.
Przytuliłam się do niego i w końcu poczułam się naprawdę szczęśliwa. W końcu mam kogoś kto zawsze będzie przy mnie.
- Nad czym tak rozmyślasz?- zapytał.
- Że w końcu czuję się, szczęśliwa.- odpowiedziałąm.
- To bardzo się cieszę.- uśmiechnął się.
- A może kot?- wypaliłam.
W odpowiedzi usłyszałam donośny śmiech blondyna. Kiedy już n]znudziło mu się nabijanie ze mnie, przytulił mnie i pocałował w szyję.
Siedzieliśmy w pokoju, pogrążeni w rozmowie, jeszcze dobrych kilka godzin. Około 23:30 oczy same zaczęły mi się zamykać. Co chwilę głowa opadała mi bezwładnie na ramiona, co wybudzało mnie z pół snu.
- To ja już pójdę, bo widzę, że cie wymęczyłem.- szepnął.
- Zostań.- powiedziałam i mocniej go objęłam.
Pocałował mnie w czoło. Ten gest był ostatnią zapamiętaną rzeczą.

#Agnieszka
- Chyba chcesz, żebym się zabiła.- wyśmiałam pomysł Seby.
- No czemu? Dasz radę. A jeśli nie to będę obok.
- No ale lodowisko?! Ja w tych łyżwach na lód nie dojdę.
- Zaraz się przekonamy. -uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
- Masz szczęście, ze już jest w miarę ciemno i ludzie nie będą mnie widzieć.- zaśmiałam się.
NA miejscu byliśmy po 20 minutach spacerku. Mieć takiego chłopaka to coś bezcennego. Te spojrzenia dziewczyn, kiedy orientują się, że ich partner jednak nie jest taki przystojny...
Moje rozmyślania rozwiał głos chłopaka. Uśmiechnął się i podał mi łyżwy.
- Jak się zabiję to będzie na ciebie.
- A jak przeżyjesz, to dostaję wielkiego buziaka.- zaproponował.
- Stoi.- uśmiechnęłam się.
Teraz dostrzegam , ze dobrze postąpiłam, wybaczając mu. Zawsze kiedy z nim jestem uśmiecham się jak głupia, ale kocham to uczucie. Te miliony motyli w brzuchu kiedy mnie dotyka.
Siedzieliśmy w szatni, bo Sebastian wiązał sobie łyżwę.
- Ja tam nie dojdę. Nie ma mowy.- zaklinałam się.
- Wstań.- spojrzał na mnie z uśmiechem.
Nie wiedziałam o co chodzi, ale posłuchałam. Wstałam z ławki i zachwiałam się. Na szczęście mój wybawca mnie złapał. Później zaczął mnie podnosić.
- Postaw mnie.- powiedziałam przez śmiech.
Nie zareagował. Weszliśmy na lodowisko i w końcu mnie postawił. O dziwo stałam.
- Widzisz, stanie masz opanowane.- zaśmiał się.- Teraz tylko odpychaj się nogami i będziesz jeździła.
Spojrzałam na niego z mina "no co ty nie powiesz?". Zaśmiał się tylko z mojej reakcji. Teraz bylam bardziej zdetermionowana, żeby się nie wywalić.
Po 20 minutach koślawej jazdy, wszystko zaczęło się układać i jeździłąm w miarę okej. Oczywiście przy którymś okrążeniu zapomniałam o dziurze, która zrobiła sę przej zakiegoś kolesia i wjechałam w nią. W efekcie wpadłam prosto w ramiona jakiegoś faceta. Miałam nadzieje, ze to będzie Sebastian.
###
wiem wiem, strasznie słodziaśny ten rozdział xd musicie to przeżyć, bo na razie nie mam pomysłu jak skomplikować to ich piękne życie xdd ale nie bójcie się, ajk tylko coś mi do głowy wpadnie, to nie będzie tak kolorowo, tylko jeszcze nie wem kiedy to nastąpi xdd

+ kompletnie nie umiem opisywać scen +18 xd


1 komentarz:

  1. oooooo jaaaaa, domyślam się, kto będzie tym jej "wybawcą" :D rozdział megazajefajoski : 3 pisz pisz dalej, nie obrażę się :D <3

    OdpowiedzUsuń